Strona Główna

Słuchacze UTW w dęblińskiej Szkole Orląt.

 

 

   Kilka miesięcy temu gościliśmy na wykładzie w naszym Uniwersytecie płk. rez. pil. ADAMA BONDARUKA aktualnie wykładowcy dęblińskiej Wyższej Szkoły Oficerskiej Sił Powietrznych.

   Wykład był bardzo interesujący a wykładowca życzliwy i zaproponował nam zobaczenie w realu tego, o czym opowiadał i pokazywał na swoich slajdach.

 

   I oto wspólne działania doprowadziły do wycieczki (22 X’ 15). Dzięki staraniom Pana Pułkownika mogliśmy obejrzeć bardzo wiele miejsc Szkoły Orląt (bo taką jest nieoficjalna nazwa uczelni), które nieczęsto są udostępniane ludziom z zewnątrz.

   W bramie wejściowej przywitał nas dowódca warty. Dowiedzieliśmy się na wstępie zwięzłych informacji o historii szkoły (po dwuletnim funkcjonowaniu w Grudziądzu od 1927r. w Dęblinie).

   Dziś Wyższa Szkoła Oficerska Sił Powietrznych kształci 4 tys. studentów rocznie. Zatrudnia 300 osób kadry dydaktycznej. Kształcenie odbywa się w systemie trzystopniowym (licencjackim, inżynierskim i doktoranckim) w pionie wojskowym i cywilnym, także podyplomowym i różnorodnych szkoleniach.

   Szkoła to ogromny zawiły kompleks budynków. Obejrzeliśmy część z nich poczynając od ośrodka kontroli lotów. W salach szkoleniowych mieszczą się ogromne ekrany, przed nimi stanowiska z monitorami i skomplikowanymi pulpitami przycisków. Tu szkolą się pracownicy obsługi naziemnej. Prezentujący je ppłk opowiedział o bardzo trudnej i odpowiedzialnej pracy takich kontrolerów, o potrzebie dużej wiedzy, ale równie ważnych predyspozycjach osobowości – umiejętności pracy w zespole, koordynacji działań, koncentracji uwagi, odporności psychicznej (kursanci m.in. szkolą się w pokonywaniu tzw. STRESU NADBUDOWUJĄCEGO – kumulującego i długotrwałego szczególnie w sytuacjach nagłych i skomplikowanych. Dlatego szkolenia muszą być długotrwałe i powtarzalne a potem pilot pracuje jeszcze 200 godz. pod nadzorem kontrolera.

   W kolejnej pracowni IFR oglądaliśmy szkolenia proceduralne na przyrządach w kabinie pilota, który musi doskonale poznać i koordynować urządzenia nawigacyjne, prawidłowo odczytywać je i podejmować decyzje. Szkolą się w tym laboratorium zarówno starający się o licencję turystyczną jak i przede wszystkim kadra pilotów większych maszyn. Urządzenia laboratoryjne pozwalają opanować umiejętności pracy w warunkach dobrej jak i złej widoczności. W kolejnej sali poznaliśmy wyposażenie najnowocześniejszych symulatorów.

   Bardzo interesującym miejscem była swoista sala gimnastyczna z przyrządami pozwalającymi oswoić się z grawitacją i innymi „nienormalnymi” warunkami (przyrządy to m.in. KOŁO REŃSKIE, ŻYROSKOP). Mieliśmy też okazję poznać ćwiczenia uczące katapultowania się i skoków ze spadochronem – a jest to sztuka niełatwa, zaś niebezpieczeństwo duże (wysokość najczęstsza to około 4 tys. m.).

   Korzystając z pobytu w Dęblinie obejrzeliśmy eksponaty w MUZEUM SIŁ POWIETRZNYCH aktualnie zgromadzone na otwartym terenie, bo muzeum jest w trakcie przebudowy i remontu.

   Przewodnik po tej ekspozycji to były pilot z 37-letnim stażem, obecnie wykładowca – człowiek, który o samolotach tu zgromadzonych wie prawie wszystko i pasjonuje się tematyką lotniczą no i potrafi o tym pasjonująco opowiadać.

   Historię lotnictwa polskiego zaczął od pomnika przed budynkiem muzeum poświęconego wychowankom dęblińskiej szkoły, którzy zginęli nie tylko w II wojnie światowej, ale i innych okolicznościach (My pod pomnikiem złożyliśmy kwiaty).

   Nasz przewodnik mówił o udziale polskiego lotnictwa w II wojnie światowej – głównie w Anglii (20 dywizjonów), ale też we Francji 1/145 Dywizjon Myśliwski „Warszawski”. W PRL lotnictwo wojskowe liczyło 30 pułków, obecnie mamy tylko 200 maszyn.

   Właściwe zwiedzanie samolotów z muzeum pozwoliło nam poznać najróżniejsze maszyny w części produkcji radzieckiej, niektóre mniejsze – polskiej.

   Były to, JAKI, MIGI (z polska nazwą LIM) ISKRY, IŁY, SU. Różne serie tych samolotów różniły się szczegółami technicznymi, wyposażeniem bojowym (bomby, rakiety, wyrzutnie). Samoloty różniły się też wielkością, pułapem, prędkością (takie ponaddźwiękowe – 2160 km/g.).

   Widzieliśmy też (i weszliśmy do środka) samolot JAK-40 identyczny, któremu udało się wylądować na lotnisku w Smoleńsku tuż przed katastrofą polskiego samolotu rządowego TU-154M – 10 kwietnia 2010 roku.

   W hangarach obejrzeliśmy też symulatory lotu i inne urządzenia pokładowe – stacje radiolokacyjne, fotele katapultowe, w kokpicie przyrządy oddechowe dla pilota. Oddzielnie też w gablotach odznaczenia, symbole na mundurach obsługi samolotów, także mundur wyjściowy gen. Błasika, który zginął w katastrofie smoleńskiej.

   Pod koniec poznaliśmy jeszcze historię nieobecnego w tej chwili w ekspozycji muzealnej Sztandaru wykonanego w 1940 r. konspiracyjnie w Wilnie i równie konspiracyjnie dostarczonego lotnikom polskim w Anglii.

   I tak pełni niezwykłych wrażeń z tego co zobaczyliśmy i usłyszeliśmy pożegnaliśmy naszego przewodnika. Jeszcze tylko pożegnanie z głównym organizatorem naszego pobytu w Dęblinie p. płk A. Bondarukiem, który opiekował się i pilotował grupę w czasie całej wycieczki i odwiózł nas na obiad do restauracji przy uczelni. Doceniamy wielką życzliwość i troskę naszego krajana bo bez niego nigdy nie poznalibyśmy tak niezwykłych i ciekawych miejsc i ludzi. Dziękujemy też serdecznie kol. Anatolowi Ochryciukowi, który podjął się kontaktu i współorganizacji naszej wycieczki. Jak zwykle żmudnymi pracami organizacyjnymi zajmowała się Lidia Nazaruk. Serdeczne też dzięki kol. prezes Mirosławie Pawłowskiej za przygotowanie i pilotowanie grupy na odległość (szkoda, że nie mogła być z nami).

Autor: mgr Antonina SKORUK

Foto-galeria: Irena SIDORUK, Nadzieja WEREMIUK, Zbigniew ANGIELCZYK